Wednesday, September 10

Journey is about to begin...

Ameryka, normalnie nowa Ziemia Obiecana. Podróż zaczyna się od tego, że po opuszczeniu Starego Świata z Schiphol Airport dostajemy koszerne żarcie. Wszystko odpowiednio opisane, do każdego dania osobne sztućce -i mój hit- certyfikat jakości z rabinatu w Amsterdamie. To sprawdzona metoda Artystów- jedzenie koszerne nie może być trzymane dłużej niż 24 h, mamy więc pewność, że będzie w miarę świeże. Czasami ponoć nawet sami klienci są proszeni o zdjęcie folii przed podgrzaniem, bo a nuż ortodoksyjny klient stwierdzi, iż robienie tego przez załogę złożoną z gojów nie pozwoli mu tknąć posiłku, jako że będzie on już "nieczysty".
Innego nowego wrażenia dostarcza mi Grenlandia. Bezkresna pustka, praktycznie żadnych zabudowań, jedna zauważalna droga. Największa wyspa świata, będąca zarazem jednym z najbardziej odludnych miejsc na Ziemi. Jakiż kontrast, gdy pomyśli się o przeludnionych wręcz obszarach świata... Nasuwają się mi na myśl mapy z których korzystaliśmy na Human Geography, nie będące odwzorowaniem kartograficznym, lecz podług natężenia danego zjawiska, co zupełnie odmieniało wygląd Ziemi. Np. pod względem dochodu per capita Afryka jest maleńka a Lichtestein całkiem sporego rozmiaru.
Otwieram oczy i spostrzegam, że lecimy nad jeziorem. To lake Michigan- lecimy, lecimy i lecimy... przelot "na ukos" zajął nam dobre 45 minut. Niby się mówi "Wielkie Jeziora", lecz ogrom i tak uderza. Takie małe, słodkowodne morza.
Dowiaduję się też, że właśnie zostałam córką Artystów i flecistką do kompletu. ;-P To rezultat "small talk'u" z pewnym amerykańskim kapelanem więziennym. Moje podejście do tego zjawiska zmieniło się bardzo szybko; z "jak tak można ględzić o niczym i po co to w ogóle?!" do częstego praktykowania miłych pogawędek praktycznie wszędzie- to niezła dawka pozytywnej energii tylko z tego powodu, że ktoś obcy pożyczy Ci miłego dnia, etc. :)
Granicznik niestety nie był chętny do wpuszczenia mnie; nie miał jednak wyboru: byłam czysta jak łza. Miał po prostu pecha: wiadomo, wciąż mnóstwo obywateli z kraju nad Wisłą, przybywa do pracy na czarno, a nasza trójka była faktycznie osobliwa. Nevermind!

1 comment:

miro said...

Bardzo ciekawy bloog.... :))